środa, 22 czerwca 2016

Papierowa wiklina - powrót

Robiłam małe porządki w okolicach biurka i natknęłam się na gazety (zbierane od dawna, przywożone na moją prośbę przez siostrę) no i mnie znowu wzięło. Jak zaczęłam skręcać, wiklinowe szaleństwo opętało mnie całkowicie i niemal nieodwołalnie (stąd też w sumie kolejna przerwa na blogu). Jedyne, co mnie uratowało, to urlop Lubego (który nawiasem mówiąc skończył się w poniedziałek),  który mnie jako tako powstrzymał.
No, ale do rzeczy - jedną z rzeczy, którą "popełniłam", był (jest?) taco-koszyk, być może na owoce.

Twór prostokątno-krzywy, o wymiarach ok. 22 x 38 cm, o głębokości ok 7 cm zaczynał powstawać jako półka do mojej pseudo-komódki (o tym kiedy indziej), ale ostatecznie zaczęłam pleść koszyk. Jak to bez formy bywa, znów wyszedł nieco krzywy, choć tym razem muszę przyznać, że jest lepiej. Te niebieskie rurki to pomalowane starą farbą akrylową - nieudany eksperyment, który ogólnie średnio nadał się do plecenia czegokolwiek, ale szkoda wyrzucić. Przy zakończeniu pocudowałam też trochę z uchwytami, przez co oba są krzywe i do tego do siebie niepodobne. Całościowym efektem byłam nieco przytłoczona, jednak wszystko się zmieniło, kiedy pomalowałam koszyk na lawendowy kolor (dulux, kolory świata, pole lawendy) - nagle stał się ładny! Na tyle ładny, że pokusiłam się o zabawę w wyklejenie dna serwetką i doklejenie wyciętego motywu na boku. Wnętrze dodatkowo jest lakierowane altaxem szybkoschnącym (polecam, lakier akrylowy który praktycznie nie ma zapachu i błyskawicznie schnie). 
















Podsumowując - ten krzywuś już nadaje się do prezentacji, jakkolwiek gdy spojrzeć bliżej (zwłaszcza na dolne krawędzie), jest to koszmar w porównaniu z tym co można znaleźć w internecie. Nie poddaję się jednak i walczę dalej z tymi rurkami :).


Ah, i byłabym zapomniała - w ubiegły weekend uczestniczyłam w ślubie kuzyna. W związku z tym, życzenia wypadało zamieścić na jakiejś kartce, więc machnęłam skromną karteczkę w formacie kopertowym (A6) z gołąbkami. Papier to mój ulubiony "papirus", a w środku była wklejka z życzeniami z papieru ecru. Serduszka pochodzą z dziurkacza, zakupionego kiedyś w biedronce ( 3 sztuki za 10 zł zdaje się).




piątek, 3 czerwca 2016

Zaległy post z 21.05 -szkatułka decou



I znów mam lenia, jeśli chodzi o wstawianie postów. Sama siebie nie rozumiem -  robótki są, zdjęcia porobione, a wstawić i opisać już się nie chce xP. Może ktoś zna cudowną metodę na brak chęci?

No, ale do rzeczy. Przedmiotem dzisiejszego (dwutygodniowego) posta jest szkatułka wykonana techniką decoupage. Jak to w moim stylu, bazą nie było nic gotowego, drewnianego czy cuś, ale pudełko po baryłkach Wedla, które wstępnie okleiłam tekturkami dla usztywnienia. 
Po zwykłych twardych kartkach przyszła kolej na kolorowe - soczystą zieleń, która należy do mojej kolekcji karteczek z Ikei (jest taki zestaw, białe A4+ twarde białe A4+ białe A5+ bloczek kolorowych twardych A4 o gramaturze 100 i 125g chyba). Bloczek kupiłam prawie rok temu w Ikei we Wrocławiu za ok. 20 zł. Ma piękne, żywe kolory plus cztery pastelowe.
Wracając jednak do tematu - po oklejeniu zielonym papierem była jakaś masakra - klej mi trochę poodchodził, papier się powybrzuszał, denko zdeformowało, myślałam, że sprawa całkiem stracona. Na szczęście po wyschnięciu i wyprofilowaniu ciężarkami (w tej roli kawałek rudy miedzi, który kiedyś dostałam z huty) pudełko się unormowało i zostało tylko ciut krzywe. Mogłam w sumie porobić zdjęcia w trakcie robienia, ale to wyglądało tak koszmarnie, że bym się wstydziła (>.<). 
Z zewnątrz szkatułka jest oklejona serwetką, którą nieco wymęczyłam na marszczenia, a słoneczniki wycięłam z kalendarza AMUN na rok bieżący. 
Troszkę się też namęczyłam z zamknięciem. Strasznie nie chciałam korzystać z żadnych gotowych 
i uparłam się, że musi być papierowe, więc porobiłam kółeczka z quillingu i zaczęłam dziubać, kombinować, dopasowywać, żeby to jakoś wyglądało i jeszcze spełniało swoją rolę. Ostatecznie wyszło, co wyszło, ale chociaż jako tako działa. Patyczek w środku jest wyjmowany, służy do podtrzymywania pokrywki w pozycji otwartej ( jak wydać) i składa się z długiego patyczka szaszłykowego, okręconego zielonym papierem i z naklejonym kółeczkiem na jednym końcu (drugie kółko jest na pokrywie, patyczek w nie wchodzi i się blokuje).


 Szkatułka powstała na prezent dla mojej siostry Ani (mamy Julci, Moniki i Natalii, o których mogłam już wspominać) z okazji urodzin, na biżuterię i inne pierdoły. 

Wedle moich informacji, na razie leży i ładnie wygląda ;), jednak siostra zapewniła, że cokolwiek w tym będzie, dziewczynki na pewno będą chciały zaglądać (cóż, dziewuchy zawsze lubią świecidełka, nieważne, czy się ma rok, pięć lat, dwadzieścia pięć  czy dziewięćdziesiąt :D).









A, bym zapomniała - w tamtym mniej więcej czasie obchodziliśmy także roczek Zuzi, mojej drugiej chrześnicy. Dla niej także znalazł się prezent urodzinowy - kartka quillingowa, o tej samej bazie tematycznej co Julci, z innymi nieco dodatkami i wykończeniem. (kolorystyka inna też). Ciężko mi się zdecydować, która ładniejsza, chociaż chyba niestety stópka wygrywa sprawę ;).